Słubice

Słubice

Małgorzata Krzyżan: „Sport to moje najlepsze antidotum!”

Lekkoatletka, wychowanka Lubusza Słubice, wielokrotna medalistka, ciesząca się uznaniem nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Kobieta, która nie spoczywa na laurach i wciąż idzie po więcej, dzięki czemu stała się już specjalistką w swojej dziedzinie. Małgorzata Krzyżan udowadnia, że warto jest walczyć o marzenia.

Jak rozpoczęła się Pani przygoda ze sportem? Jest on chyba obecny od zawsze w Pani życiu?

Dokładnie, sport jest obecny przez większość mojego życia. Zaczęło się w szkole podstawowej, kiedy mój nauczyciel wychowania fizycznego postanowił wystawić mnie na zawodach. Tam zostałam zauważona przez pana Chilińskiego, który został moim pierwszym trenerem. Jestem członkinią LKS Lubusz Słubice od samego początku, a warto zaznaczyć, że klub powstał w 1980 roku. Trwam w nim od początku i nigdy nie zmieniłam jego barw. Cały czas staram się jak najlepiej go reprezentować, jako zawodnik i szkoleniowiec.

Zapisała się Pani w historii jako pierwsza kobieta…

Jako pierwsza kobieta w Polsce wystartowałam w rzucie młotem kobiet i jestem tak naprawdę pierwszą – nieoficjalną – rekordzistką Polski. Był to śmieszny wynik, jeśli spojrzeć na wyniki osiągane teraz, przez Anitę Włodarczyk i inne zawodniczki tej dziedziny. To było trzydzieści metrów i czterdzieści osiem centymetrów, ale jest to wynik, który był pierwszym nieoficjalnym rekordem Polski w rzucie młotem.

Widzę przed sobą mnóstwo medali, ale to i tak tylko niewielka część Pani kolekcji. Jak podsumuje Pani swój sportowy 2018 rok?

Muszę przyznać, że liczyłam na trochę więcej, jeśli chodzi o srebrny medal z Malagi, gdzie odbyły się Mistrzostwa Świata. Oczywiście cieszę się, ponieważ sport ma to do siebie, że bywa zmienny. Mogłam przecież wrócić bez niczego, a jednak udało mi się zdobyć srebrny medal. Jest to najcenniejsze trofeum minionego sezonu. Oprócz tego zdobyłam dwa złote medale na Mistrzostwach Polski w rzucie dyskiem i pchnięciu kulą. Poprawiłam także rekord Polski w kategorii kobiet do pięćdziesięciu czterech lat, co jednocześnie uczyniło mnie liderką w tabelach światowych. Był to udany sezon, aczkolwiek czuję niedosyt, bo przecież chciałoby się odsłuchać na mistrzostwach Mazurka Dąbrowskiego. Jest to naprawdę najpiękniejsza rzecz dla sportowca.

Jak opisze Pani swój najtrudniejszy start?

Myślę, że właśnie Malaga była dla mnie trudnym startem. Jechałam tam jako faworytka, prowadziłam do przedostatniej kolejki. Niestety, finalnie nie udało mi się na tyle, by przerzucić zawodniczkę z Danii. Muszę jednak powiedzieć, że w sporcie Mastersów rywalizacja jest bardziej koleżeńska. Nawzajem się dopingujemy i cieszymy z osiągnięć innych. Cieszyłam się szczęściem i wygraną tamtej zawodniczki. Tu nie ma zawziętości.

W czym czuje się Pani mocniejsza, w pchnięciu kulą czy w rzucie dyskiem?

Rzut dyskiem, oczywiście! Jest to konkurencja, w której najlepiej się czuję i zdobywam w niej najlepsze wyniki. W pchnięciu kulą wystarczą mi wyniki, dzięki którym wygrywam tu, w naszym kraju.

Konkurencje, w których Pani startuje, nie są zbyt popularne. Dlaczego tak jest?

Trzeba wziąć tu pod uwagę całą dyscyplinę. Lekkoatletyka jest na dzień dzisiejszy bardzo popularna, ponieważ cieszymy się coraz większymi osiągnięciami. Tendencja jest więc wzrostowa. Lekkoatletyka to przecież nie tylko pchnięcie kulą czy rzut dyskiem, ale też biegi. Mamy tu wspaniałych zawodników, cieszących się super wynikami. Muszę tu wspomnieć o Paulinie Polańskiej, która tak jak ja, zaczęła od srebrnego medalu w Mistrzostwach Polski.

Jaka jest według Pani recepta na sukces w sporcie?

Przede wszystkim trzeba chcieć. W moim przypadku była to też kwestia pracy. W tej chwili jestem wykładowcą, uczę techniki kryminalistycznej, w Szkole Policji w Pile. Wcześniej przez siedemnaście lat pracowałam w terenie w policji i przede wszystkim, byłam technikiem kryminalistyki. To naprawdę stresujący zawód. Zawsze powtarzam, że sport traktuję jako antidotum na stres. On mi pomaga. Dzięki niemu, nie miałam żadnych problemów w związku z odczuciami wobec swojej pracy. Po zdarzeniu, podczas którego w wyniku wypadku zginął człowiek, szłam na trening. Wysiłek fizyczny pozwalał mi wyrzucić wszystkie złe emocje, z którymi spotkałam się w pracy.

Przejdźmy do dość trudnego tematu, jakim jest… Finansowanie.

Tak, jest to trudny temat. Kiedy trenowałam jeszcze wyczynowo, nic mnie nie interesowało. Tylko trenowałam, miałam wszystko zapewnione – wyjazdy, obozy, starty na zawodach. W tej chwili, oprócz tego, że trenuję, muszę zadbać o to, by wykonać trening, pokryć koszty wyjazdu, co jest przecież bardzo kosztowne. Tak naprawdę jest to jedna z najtańszych rzeczy, bo sam cykl przygotowania jest potężnym kosztem. Proszenie o wsparcie jest dla mnie bardzo trudne. Sprawia, że czuję się lekko upokorzona. Aczkolwiek Sport Mastersów to naprawdę piękna sprawa. Mamy najstarszego człowieka na świecie, Stanisława Kowalskiego, który być może pod koniec marca wystartuje na Halowych Mistrzostwach Świata w Toruniu. Ten człowiek ma sto osiem lat! Funkcjonuje, jest w pełni sprawny intelektualnie i potrafi przebiec na przykład odcinek stu metrów. Gdy byłam w Maladze, poznałam kobietę i mężczyznę, który mieli sto dwa lata. Jest to dowód na to, że naprawdę można. Zawsze mówię, że lepiej trenować niż chorować.

Startuje Pani w plebiscycie Gazety Lubuskiej, została Pani nominowana.

Tak, jest to dla mnie naprawdę duże wyróżnienie. Tym bardziej, że jestem Mastersem. To świadczy o tym, że mimo wszystko zostałam zauważona i przy okazji znowu mam okazję reprezentować Słubice.

Jakie są Pani marzenia oraz plany na nadchodzącą przyszłość?

Marzenia… Za dwa lata odbędą się Mistrzostwa Świata, niestety bardzo daleko, bo w Toronto. Chciałabym tam polecieć i wystartować. Nie wiem, czy mi się to uda, bo chodzi właśnie o finanse. W przyszłym roku organizowane będą Halowe Mistrzostwa Świata w Toruniu, mam nadzieję, że uda mi się do nich przygotować, ponieważ borykam się z małą kontuzją kolana. Niestety, w moim wieku regeneracja jest trochę inna, niż u osób młodszych. Jeśli mi się nie uda, czeka na mnie Wenecja – Mistrzostwa Europy. Tam na pewno będę chciała wystartować.

Czyli teraz czekają Panią przygotowania?

Cały czas trenuję. Odbywam cztery treningi tygodniowo. Muszę się truszać, żeby nie wyjść z wprawy, bo później zakwasy potrafią być okropne do zniesienia. Zima nie stanowi dla mnie żadnej przeszkody, potrafię wyjść w teren i rzucać. Chciałabym zachęcić wszystkich do aktywności fizycznej, jakiejkolwiek. Róbmy to dla własnego zdrowia, ale oczywiście wszystko z głową, ponieważ wiadomo – co za dużo, to nie zdrowo.

Rozmawiała Beata Świstun podczas programu „Poranek z HTS”

HTS News”, nr 9

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *